Odkąd pojawił się Świat marzyłam o tym by móc zacząć jeździć z nim na muzyczne festiwale, co do tej pory było nieodłącznym elementem mojego życia. Pierwszy bilet kupiłam jeszcze kiedy byłam w ciąży. Termin porodu miałam na koniec kwietnia, byłam więc przekonana, że w czerwcu nie będę miała już żadnych obaw by wspólnie z Małym gdzieś wyruszyć. Krótko przed festiwalem bilet sprzedałam. Później śledziłam nadchodzące i przemijające wydarzenia, ale nie żałowałam jakoś strasznie – czułam, że to jeszcze nie nasz czas. Do ostatniego weekendu. Koniec lata, prognozy przepowiadające piękną pogodę, las, natura i Światek, który marudzi, że jeszcze nigdy nie spał w namiocie przekonały mnie by ruszyć na Źródło. Stąd ten post i moje ostrzeżenie. Nie popełniajcie mojego błędu i nie zabierajcie dzieci na festiwale! Nie znajdziecie na nich strefy zarezerwowanej dla matki z dzieckiem, podjazdów dla wózków, przewijaka, muzyka nie zostanie ściszona po godzinie 19, po 22 też nie… nikt nie będzie mówił szeptem dlatego, że dziecko śpi, komary będą kąsały, a woda w prysznicach będzie zimna. Nie zabierajcie dzieci na festiwale! Jeszcze może się okazać, że bawicie się doskonale, dziecko cudownie adaptuje się do warunków, poszerzacie kręgi znajomych, odpoczywacie, oddychacie świeżym powietrzem…. i powrót do domu będzie ciężki, a i trudniej w nim będzie usiedzieć przy kolejnych okazjach. Poza tym stracicie pulę argumentów – wymówek w postaci tego, że nie możecie jechać, bawić się, spotkać “bo dziecko…….” . Do wyjazdu na festiwal z dzieckiem trzeba się przygotować. Konieczne są słuchawki tłumiące dźwięki, moskitiera, porządny, nieprzemakający namiot, ciepłe ubranka, chusta/nosidło, latarka i wiele rzeczy, bez których sami bylibyśmy w stanie się obejść – z dzieckiem nie. Odpowiednie przygotowanie zapewni komfort zarówno dziecku jak i rodzicowi, w końcu celem wyjazdu jest odpoczynek i relaks nie zaś pogłębianie stresów. O tym co trzeba zabrać dla dziecka na biwak/festiwal będzie osobny post, ponieważ jest to temat dość długi:) Wracając do Źródła. Nie spodziewałam się, że z dzieckiem można bawić się AŻ TAK. Światek pokochał bardzo miejsce nazwane “czajnikiem” i to tam spędzał najwięcej czasu – w przepięknym, cudnie udekorowanym miejscu można było go spokojnie przewinąć i nakarmić. Poza tym dźwięki z głównej sceny docierały tam na tyle wyraźnie, że ja mogłam się nimi cieszyć, a Świat wygodnie odpoczywać bez słuchawek. Main stage. Tam bywaliśmy kiedy obojgu dopisywał humor, a mi pełnia sił. Światek potańczył, popląsał i został fanem goa. Okazało się również, że wymęczony tańcami do piosenek mógł tam spać i pochrapywać. Jak wiele starszych ciotek i wujków. Chill stage. Tu też Światowi podobało się bardzo. Muzyka nie była tak głośna by musiał mieć na sobie słuchawki, do dyspozycji były wygodne pufy, na których mógł leżeć i fikać, a przyciągające uwagę, interesujące dekosy doskonale sprawdzały się w roli zabawek. Podsumowując – Świat zachwycony. Mówi, że będzie z rozrzewnieniem wspominał swoją pierwszą noc w namiocie, kąpiel pod prysznicem zrobionym z butelki po cisowiance i leżenie na golasa. Chce więcej. Ja od siebie dodam, że wybawiłam się pięknie, odpoczęłam bardzo, wzięłam udział w warsztatach tworzenia shibori tapestry mandala tie dying i przekonałam się, że nie było się czego bać. Światkowi klimat festiwalowy służył tak samo jak mi, było nam dobrze i radośnie. Także po raz trzeci i ostatni powtórzę! Nie zabierajcie dzieci na festiwale. Przecież się nie da. No po prostu – nie da się.Chillownia. Idealna do bujania się w hamaku, czego fanami jesteśmy oboje.
Kategoria: Info/Porady
Udostępnij