Trasę z Bangkoku do Chiang Mai pokonaliśmy pociągiem – bardzo starym a zarazem zaskakująco wielofunkcyjnym. W dzień był to zwyczajny pociąg z miejscami siedzącymi, po którym non stop przechadzali się sprzedawcy przeróżnych smakołyków, którzy co rusz znajdowali kupca na jakąś przekąskę. Mam wrażenie, że Tajlandczycy cały czas jedzą – w pociągu, w sklepach, na recepcji – jedzą danie za daniem, przekąski, zupy, orzeszki, owoce. Chrupią, gryzą, pomlaskują. Serio – non stop ? A wracając.. Trasę około 650 kilometrów pokonuje się w ponad 14 godzin. Nie jest to jakaś olbrzymia różnica w porównaniu do niektórych polskich tras, ale można powiedzieć, że jedzie się wolno.. wolno na tyle, że zarówno okna i drzwi w wagonie pozostają otwarte. Dodatkowo chłodnić mają jeszcze wiatraki przy suficie a i tak nie można narzekać na chłód. Wieczorem można zamówić posiłek z wagonu restauracyjnego, różniący się od tych sprzedawanych przez przechadzających się handlarzy tym, że do niego w gratisie dostaje się stół ? Pracownik pociągu przynosi go wraz z kolacją i montuje przy siedzeniu na czas jej trwania. Później przyjdzie zabrać stół a miejsca siedzące zamieni w łóżka. Na dole siedzenia składają się w jedno łóżko, z góry zostaje opuszczone kolejne i wszyscy grzecznie idą spać. Mimo,że pociąg jest stary wszystko jest bardzo sensownie rozwiązane. Jest miejsce na bagaże, na to by pohasać – co w przypadku podróży ze Światem ma olbrzymie znaczenie, wygodnie się wyspać. Jeśli będziecie kiedyś wybierać się w tą trasę nie musicie zabierać ze sobą zapasów wody czy jedzenia – wszystko kupicie na miejscu, nie w jakichś specjalnie zawyżonych cenach. Sugeruję natomiast nie zapomnieć moskitiery. My mieliśmy i całe szczeście Świat ocalał nietknięty, a ja i tak zostałam, dotkliwie pogryziona..przez nie wiem co. Niby są moskitiery w oknach, ale wewnątrz wagonu masa jest wszelkiej maści robactwa – od komarów, przez biegające po podłodzie wielkie czerwone robaki na chudnych nóżkach po ćmy wielkości dużego ucha ? Ze względu na wygodę polecam tę trasę pokonywać nocą, ale jeśli zabraknie biletów – tak jak w naszym przypadku, nie ma co rozpaczać, ponieważ jest ona bardzo urokliwa i warto w dzień zerknąć za okno. Mijaliśmy plantacje bananów, pola ryżowe, góry, maleńskie wioski z drewnianymi chatkami, czasem nowoczesne miasteczka. Uroku krajobrazom dodawali rybacy stojący po pas w wodzie wyłąwiają ryby z sieci, rolnicy w spiczastych czapeczkach, olbrzymie złote posągi Buddy umieszczone na góskich zboczach migotały co jakiś czas w oddali. Widzieliśmy też spacerującą rodzinę słoni. Zgadnijcie kto się cieszył bardziej i piszczał głośniej? Z informacji praktycznych: Jeśli planujecie wybrać się w podróż tym pociągiem macie dwie opcje: a) kupić bilet on-line np TUTAJ. Minus taki, że zapłacicie sporo więcej niż na miejscu. b)kupić bilet bezpośrednio na dworcu , w przypadku Bangkoku będzie to Hua Lamphongh. Pamiętajcie o tym by zrobić to zaraz po przyjeździe do miasta, ponieważ obłożenie na tej trasie jest duże i miejsca sypialne, szczególnie na pociąg nocny bywają wyprzedane na kilka dni do przodu. Cena w zależności od tego z jakim wyprzedzeniem kupi się bilet może wynosić ok 400-600THB Nie wzgardzimy lajkiem. Za udostępnianie się nie obrazimy. Stay tuned!