Wracamy z Little Ochie. Troszkę się zasiedzieliśmy, zrobiła się noc, obawiamy się czy uda nam się złapać jakikolwiek transport do domu. „Niby stopem” docieramy do Junction. Kierowca zabrał nas z drogi. Twierdził, że „nie mógłby nas tak zostawić, w nocy.””Nie wybaczyłby sobie gdyby nam się coś stało.” Nie przeszkadzało mu to zupełnie w skasowaniu nas, dosyć słono, za tę uprzejmość. Zawiózł nas na postój busów/taksówek – tak by zwiększyć nasze szanse na znalezienie kolejnwego środka transportu. Nagle jeden z taksówkarzy woła, że jedzie do Treasure Beach. Radość wielka! Już przestaliśmy wierzyć, że ktokolwiek o tej godzinie będzie tam jeszcze jechał. Podchodzimy, mamy zaraz ruszać… Niespodziewanie pojawia się kobietaz dzieckiem, zainteresowana przejazdem do innego miasteczka, zupełnie nie w naszym kierunku– kierowca mówi nam, że zmienił plany i jedzie gdzieś indziej. Kobieta z dzieckiem wsiada do samochodu a on tłumaczy nam, że możemy jechać z nim (do miejscowości, która nie jest po drodze do naszego domu), próbować łapać coś stamtąd..a jak nie złapiemy to możemy wrócić tu i próbować dalej. Dziękujemy i już mamy odchodzić gdy nagle pojawia się inna Pani mówiąca, że szuka transportu do Treasure… Jest nas już troje a to znaczy dla kierowcy większy zarobek od tego, jaki oferuje Pani z Dzieckiem. Każe wysiąść Pani z Dzieckiem, która wściekła krzyczy i macha rękami..a on na to oburzony odkrzykuje, że nie rozumie o co jej chodzi! Przecież on OD POCZĄTKU mówił, że jedzie do Treasure! No i jedziemy… Samo Little Ochie ( to, z którego wracamy!) jest miejscowością z pewnością wartą odwiedzenia. Składa się z kilku domków i małego targu, wszystko przy samej plaży. Jamajczycy łowią, obierają i sprzedają ryby. Nie lubią gdy ktoś robi im zdjęcia. Nawet w momencie, w którym tylko oglądałam foty na wyświetlaczu zostałam poinformowana przez jedną ze sprzedawczyń, że nie życzy sobie bym ją fotografowała. „Poinformowana” zostałam oczywiście w stylu jamajskim – dużo było wrzasku i machania rękami. Z Little Ochie można wybrać się na spacer plażą do Aligator Pond – cudownej oazy pośrodku pustyni (czyt. plaży). Jest to miejsce, w którym rzeczka wpada do morza, jest mnóstwo zieleni, wszyscy pływają (tylko w rzeczce! Mimo, że morze jest kilka metrów dalej nikt się z nim nie kąpie. „It’s too dangerous, you know!) Pomiędzy drzewami porozwieszane są hamaki, wszyscy grają w domino, biegają, atmosfera bardzo radosna ! I tu poznaję kolejną cudowną cechę Jamajczyków – Na przestrzeni kilkunastu metrów jest kilka barów. Każdy sprzedaje to samo. Kiedy pojawiają się klienci nie ma niczego takiego jak konkurencja pomiędzy sprzedawcami. Kupisz piwo u jednego – ok. Pójdziesz po następne – on sam stwierdzi, że właśnie mu się skończyły, albo po prostu szczerze powie byś poszedł teraz kupić coś do sklepiku obok. Niech każdy coś zarobi! Podczas pobytu na JA pojedziemy do Little Ochie jeszcze kilkukrotnie – będzie to jedno z najlepiej wspominanych przeze mnie miejsc na Wyspie. Chill w hamaku, zaprzyjaźnione z nami psy, ludzie, którzy gdy kąpiesz się w rzece ostrzegają by nie odpływać dalej (tu pokazują w kierunku rzeki ginącej w buszu!) : „Tam są krokodyle. Tu nie przypłyną…ale jakby co „watch di eyes!” Kiedy krokodyl podpływa oczy to jedyna część, którą jesteś w stanie zauważyć nad powierzchnią wody. Tu jem też najpyszniejszą rybę na świecie! Jerk fish z Little Ochie dostaje ode mnie najwyższą gwiazdkę. Zastanawialiśmy się z 50% Naszego Teamu długo nad tym jakim słowem opisać ten posiłek i najodpowiedniejszym wydało nam się „ orgazmiczny”. Pyyyyyychaaaaaa! Odlot. O! Skoro już mowa o pysznościach i coś Wam polecam, to mogę również coś odradzić – szczerze odradzam korzystanie z przewodnika Lonly Planet w kwestii jedzenia i noclegów (Poza tym jest to według mnie najlepszy przewodnik backpackerski! Dziadostwa tyle, co w każdym innym przewodniku, ale jest też masa prawdziwych „smaczków”) Np. Plaża Hellshire i jej „ najpyszniejsza ryba na wyspie” mogą się schować zupełnie. Zapamiętajcie:
Kierowca do głupich nie należy – szybciutko ogłasza, że…jedzie właśnie TAM !..
Porcja jak dla krasnoludka, ryba ledwo zasługująca na miano smacznej, cena z kosmosu.