Dopiero pierwszy dzień za nami, a wrażeń wystarczy na pół książki. Zaczynam, jak planowałam. Przystanek pierwszy – u Agi i Wita w Baninie.. To tam zatrzymaliśmy się na wczorajszą noc, zostaliśmy zaopiekowani, nakarmieni, uraczeni ciepłym prysznicem, wygodnym łóżkiem i pogaduchami z serii „co w rodzinie to.. ? ” Było przemiło i za krótko! Ale przed Baninem był do niego dojazd a po Baninie jest Sztokholm, o którym też muszę już wspomnieć, mimo, że jestem tu zaledwie godzin kilka. Co zatem wydarzyło się w trasie? Ach.. tylko zabita przez pociąg sarna, która zatrzymała nam podróż na prawie 2 godziny… Podróż nie byle jaką … Otóż moim drodzy, nie sądziłąm, że w Polsce jeszcze można się tak przejechać. W zasadzie to gdzieś tam tęskniąc za wschodem wspominałam,że i na Ukrainie już coraz rzadziej takie rzeczy się spotykaa, a tu proszę – wystarczyło pojechać do Słupska. Wsiadam do pociągu SKM ze Słupska do Wejherowa, pociąg pełen – wracają z roboty panowie, brudni, zmęczeni, biedni. Tłum. Zanim pociąg ruszy na ławeczkach, na peronie rozpijają wódeczkę, póżniej, w wagonach, już tylko browarki. No dobra, łyk małpeczki wyciągniętej zza pazuchy też się trafia. No a wiadomo, alko bez papieroska? To nie wypada… Palą więc peta za petem, klną i rechoczą wesoło. Potraficie wyobrazić sobie ich miny, kiedy z uśmiechem zapytałam czy mogliby tu nie palić i pokazałam na dziecko? Tak, były takie jak myślicie. Zamarłam. A Panowie wzięli ze sobą popielniczki z puszek po browarkach i grzecznie poszli na korytarz. Konduktor przechodził po pociągu, sprawdzał bilety, ale żadnych odchyleń od normy, w zachowaniach pasażerów, nie zanotował ?