Zachwyt nad miejscem, do którego trafiliśmy na wolontariat nie słabnie. Od pierwszego dnia poczułam, że jestem u siebie, że właśnie pobytu w takim miejscu wraz ze Światem potrzebowaliśmy. Wioseczka jest piękna, zielona i pusta. Drzewa, krzewy, pnącza, kwiaty robią niesamowity klimat i dają dużo cienia, co powoduje, że temperatura za dnia jest tu o kilka stopni niższa niż poza osadą. Wychodzimy zatem wcześnie rano lub wieczorem, a najgorętsze godziny spędzamy na miejscu. Wieczorami słychać tylko szum strumyka, cykady i ptaki. Ludzie, którzy tu pracuję są serdeczni, mili, pomocni. Raj! (Jeśli pominę komary oraz wszelkie olbrzymie, wszechobecne robale ? ) W tym raju, rozrzucone co kilka, kilkanaście metrów, stoją piękne, dreweniane domki, w których mieli nocować goście. Z jakiegoś powodu stoją jednak puste… Dogadując szczegóły wolontariatu ustaliłyśmy z właścicielkami jasno – moim zadaniem jest próba zmienienia aktualnego stanu rzeczy. Więcej ich tego dnia nie widziałam. Kiedy kolejnego dnia, spięta nieco, bo niegotowa do pracy przez Świata, który jeszcze niezaklimatyzowany nie chciał współpracować, poszłam na spotaknie z nimi usłyszałam ” relax”. Wieczorem, gdy po całym dniu nicnierobienia próbowałam ustalić plan działania na kolejne dni, uslyszałam ponownie…”relax. Tomorrow.” Jestem tu czwarty..może piąty dzień. Zrelaksowana jak nigdy. Nie zrobiłam nic. Właścicielki to 3 kobiety, około 50- 60 letnie, samotne. Wesołe, dobre i … z identycznym podejściem do życia, ludzi, biznesu. Dały mi rower i kazały wybrać się na wycieczkę, podczas gdy same zajęły się Światem. Powiedziały też, że jeśli mam ochotę medytować, ćwiczyć, czy po prostu gdzieś wyskoczyć na dwie godzinki one z chęcią z nim zostaną – uwielbiają dzieci. Świat początkowo podchodził do nich nieufnie – teraz nie zauważa mnie w ich towarzystwie. Mimo, że oficjalnie w ramach wolontariatu nie mamy zapewnionego jedzenia – jesteśmy karmieni na każdym kroku. Ciepłe posiłki, przekąski, owoce, soczki dla Świata i kawki dla mnie, non stop. Bardzo zależy mi na tym, by pomóc dziewczynom w rozkręceniu ich biznesu. Sprawdziłam portale rezerwacyjne, które mają pozakładane i wszystko jest na nich do poprawienia. Jak mają spływać rezerwacje na domki, skoro wystawiony jest wszędzie jeden pokój? Ustawione ceny są za wysokie, zdjęcia… zamiast pokoi przedstawiają przechadzających się mnichów a dostępność jest zablokowana. Próbuję rozmawiać, tlumaczyć. Tomorrow. Wczoraj po południu, przybiegły do mnie zaaferowane dziewczyny. Ucieszyłam się, że wkońcu zaczniemy działać! Usiadłyśmy wszystkie przy stole i zaczęłyśmy rozmawiać. Otóż, one wymyśliły promocję! Chcą zrobić baner i proszą o pomoc w tłumaczeniu na angielski. Oto reguły: Za cenę 990THB (ok 99zł) moźesz wykupić kartę członkowską na…10 lat! Karta upoważnia do darmowego noclegu, posilku, wycieczki – co miesiąc. Dodatkowo 25% zniżki na wesele, gdyby chciało się je tutaj zorganizować. Nie chcąc zasmucić dziewczyn i zgasić ich zapału delikatnie zaczęłam tłumaczyć, że może zaczęłybyśmy od czegoś prostszego… np by po trzech wykupionych noclegach można było odebrać jeden gratis? Nie były zachwycone. Może karta członkowska na rok? Dziewczyny pomyślą. Może zajmiemy się portalami? Tomorrow. Dziś przybiegły ponownie. Przemyślały naszą rozmowę i doszły do wniosku, że rzeczywiście, może być trudno znaleźć klientów na 10 lat. Mają nowy plan. Reguły: Jeśli zechcesz posiadać kartę członkowską przez 2 lata i przyjeżdżać tu raz w miesiącu – one zapłacą Ci 180THB miesięcznie, dodatkowo oczywiście otrzymasz w gratisie nocleg, wyżywienie… Patrzyłam w ich pełne nadziei oczy i nie dowierzałam w to co słyszę, dopytywałam kilka razy, będąc przekonana, że po prostu źle je rozumiem, że to problemy z komunikacją, językiem…ale nie – wyjaśniły mi : pieniądze spowodują, że ludzie na pewno będą chcieli tu przyjeżdżać, a wtedy niektórzy zostaną dłużej – już za oplatą, inni sprowadzą znajomych, rodzinę… Biznes się rozkręci! W miejscu, w którym jesteśmy jest absolutnie wspaniale, ale zaczynam rozumieć dlaczego tak pusto. Dociera też do mnie, że nie źle ogarnięte portale rezerwacyjne są tu największym problemem ? Lubicie? Udostępnijcie. Nie lubicie? Polubcie! ?
W dzień, w który tu dotarliśmy Naan, Pantilla i Mami – wspomniane już właścicielki, przyprowadziły nas do drewnianego domku, kazały się rozgościć i powiedziały : „relax”
Tomorrow…