Ruszamy ze Światkiem do Izraela. Dlaczego tam? Odwiedzić przyjaciół to nasz główny cel. Pozwiedzać tak przy okazji. Mini cel, mój osobisty – sprawdzić się w podróży z Małym, w podróży dalszej, trudniejszej logistycznie, do kraju innego niż dotąd mu znane, europejskie. Droga do Izraela wiedzie przez nasz ukochany Kraków, toteż rozpoczynamy ją dzień przed wylotem. Całodzienna podróż pociągiem a później intensywne przygotowania do wylotu (ach ten Kraków Jako, że z Balic latam dosyć często, zazwyczaj w godzinach nieprzyzwoicie wczesnych, dojeżdżam na nie taksówką. Stąd wiem, że cena za kurs kosztuje pomiędzy 30 a 40 złotych. Od zawsze. Dopytałam i tym razem i miało być podobnie… Po dotarciu na miejsce kierowca ogłosił, że koszt przejazdu to 90zł, a jako, że zamówiłam kurs przez aplikację załapuję się na fantastyczną promocję i zapłacę jedyne 45. Mimo, że uważałam, że to i tak wysoka cena, krzywą minę zrobiłam tylko w myślach i spróbowałam zapłacić. Aplikacja („my taxi”) nie działała. Poprosiłam taksówkarza o pomoc, ale zamiast tej usłyszałam, że powinnam sama znać się na takich rzeczach, że on nie jest od tego itd. W końcu wziął mój telefon, pogrzebał w nim i stwierdził, że rzeczywiście się nie da. W takim razie zaproponował zapłacenie kartą, z tym, że w tym wypadku promocja już nie obowiązywała. Odmówiłam, rozmowa zaczęła robić się nieprzyjemna i Pan krzycząc na mnie, że już donikąd nie polecę zaczął wzywać policję. Całe zamieszanie z kierowcą i wzywaniem policji zabrało tyle czasu, że ocknęłam się w momencie gdy do zamknięcia odprawy zostało 17 minut. Postanowiłam zapłacić a reklamacją i próbą odzyskania pieniędzy zająć się później. Kierowca jednak nie chciał już pieniędzy, stwierdził, że „mi pokaże” zapłaty nie weźmie przed przyjazdem policji, a cała akcja zajmie tyle czasu, że nie zdążę na samolot– wyładowywał na mnie swoją wściekłość wyzywając i złorzecząc. Kiedy po raz kolejny krzyknął, że nie polecę… dotarło do mnie, że może mieć rację. Wrzuciłam plecak na plecy, zgarnęłam wózek (z zaśmiewającym się z całego zdarzenia Światkiem) i uciekłam w stronę odprawy. Kierowca przeraził się, że policja nie dojedzie zanim odlecę, krzyczał, biegł za mną… a w końcu dogonił z terminalem w ręku. Zapłaciłam. Byłam ostatnim odprawiającym się pasażerem, kontrolę bagażu przechodziłam w takim tempie i robiąc tyle zamieszania, że przeniosłam niezauważony przez celników i zapomniany przeze mnie termos pełen gorącej wody i wpadłam na pokład samolotu po ostatnim „final call”. Jak można się domyślić, nie załapałam się na żadne pierwszeństwa czy przywileje na hasło „matka z dzieckiem”. Do samolotu wsiadaliśmy ostatni, bagażu nie mieliśmy gdzie upchnąć i w tym poczuciu, że „wszystko jest nie tak jak powinno”, „jednak nie powinniśmy byli ruszać się z domu” i „po co cały ten lot” odkryłam, że nie mam ze sobą portfela. W nerce znalazłam paszporty i trochę euro, ale portfela z kartami płatniczymi, dowodami osobistymi i ubezpieczeniem nie było nigdzie. Jako, że kartą płaciłam taksówkarzowi, miałam pewność, że portfel był przy mnie. Miałam też pewność, że go nie ma. Światek jakby wyczuwając maminy nastrój też się wczuł i zupełnie nie w swoim stylu zaczął wyć. Wyć, wrzeszczeć, zdzierać gardło tak, że nie można było go uspokoić butelką, smoczkiem, noszeniem na rękach, bujaniem, niczym… Tak to się zaczęło. Polecieliśmy na WAKACJE ? ! Ruszyliśmy na wakacje <3